może dlatego, że nie czuję gatunku tragikomedii, a to nie jest dramat, jak w opisie. Aktorsko – tylko Komorowska i Pieczka wspaniali, dziewczynka - „stara-malutka”, sztuczne dialogi, za mało w niej dziecka. Zdjęcia – jak można zmarnować bieszczadzką jesień?! Podobnie Kazimierz... Spodziewałam się (po recenzjach) przepięknie sfotografowanej Polski, a jej nie ma! Przepaść do zdjęć Artura Reinharta w Wenecji... Rażą mnie naiwne, źle zrobione, jakby pastiszowe sceny typu wspólnota w potrząsaniu kefirem, dialog o Prouście – Prusie, dialogi ojca z kurczaczkiem, Pelasi z księdzem itd. - za dużo komedii, za mało dramatu. Pomysły w tym filmie kojarzą mi się z „genialnym” tekstem napisanym po pijaku przez pisarza, który na trzeźwo z zażenowaniem drze przejawy pijackich olśnień i pisze od nowa dobry, mądry tekst. Tu jakby zabrakło tego podarcia.